
Polecamy Państwa uwadze nowość w naszej bibliotece.
To książka "Król Warmii i Saturna " autorstwa znanej olsztyńskiej dziennikarki i pisarki Joanny Wilengowskiej.
To bardzo ważny głos w przypominaniu trudnych i skomplikowanych dziejów naszej "Małej ojczyzny".
Autorka opisuje w książce życie z własnym ojcem, rodowitym Warmiakiem . Lekkie pióro autorki sprawia, iż książka ta nie jest smutna i przytłaczająca a czasami bywa nawet zabawna.
Posiada również mocniejsze fragmenty jak ten cytat poniżej.
Polecamy
" Ile Warmiaczek wywieziono do ruskich gułagów? Ile tam umarło, a ile powróciło? Brak statystyk, wszystko zamiotło się pod dywan. Brano od siedemnastego roku życia, teoretycznie bezdzietne, choć przecież matkę ojca też wzięto (bagnet!). Brano podobno i młodsze, jeśli wyglądały dojrzale i się podobały. Zwłaszcza te sponiewierane dziewczyny warto by było obdarzyć odpowiednim lamentem. No ale za to Warmiacy dostali pomnik Wdzięczności Armii Czerwonej Xawerego Dunikowskiego. Całkiem niezły formalnie, dobrze wpisany w przestrzeń, odpowiednio patetyczny, w akcie swoistego dziejowego recyklingu zbudowany z kamieni innego pomnika, czyli pomnika Bitwy pod Tannenbergiem projektu Waltera i Johannesa Krugerów z Berlina, który to pomnik miał na wieki być świadectwem teutońskiej chwały i geniuszu marszałka Paula von Hindenburga, a zarazem mauzoleum prezydenta i miejscem rytuałów rozgrzewających niemiecką krew. Pomnik jak dwa bliźniacze fucki skierowane w warmińskie niebo, szybko nazwany Szubienicami przez ludzi, którzy nigdy nie mieli wątpliwości, że o nie wyzwolenie w nim chodziło. Wręcz przeciwnie, było oczywiste, że jego znaczenie należy odczytywać na odwrót, jako antypomnik, choć o gwałtach i zesłaniach nie mówiło się oficjalnie przez dziesięciolecia. Warmiaczkom nigdy pomnika nie zbudowano.
Co tam pomnika, pomniki są głupie, ale nie dano im choćby pieśni, choćby lamentu. Dlatego postuluję lament, powszechny, warmiński i mazurski lament, obowiązkowo przynajmniej raz do roku, najlepiej w każdą rocznicę wejścia Ruskich do Olsztyna. Lament nad wszystkimi zgwałconymi kobietami i dziećmi, lament oficjalny i prywatny, nad Warmiaczkami, Mazurkami, Niemkami i Polkami, niezależnie od ich języka i poglądów, płacz i śpiew, jęki i zgrzytanie zębami. Postuluję lament leżący, lament na plecach, drapiący ziemię w bezsilności, na śniegu i w błocie, lament milczący lub w krzyku, lament w wykonaniu urzędników miejskich i wiejskich, w garniturach i garsonkach, zamiast składania wieńców, lament odprawiany powszechnie, o jednej godzinie przez wszystkich: tramwajarzy, ekspedientki, studentów, biznesmanów, pod gołym niebem, na chodnikach, na trawnikach. Koniecznie pod Szubienicami. Niech wszyscy padną i lamentują, niech się tłuką komórki i okulary, niech to będzie krępujące i niezdarne, takie, że potem wstyd spojrzeć sobie w oczy. Niech się tylko rozniesie współczucie i zrozumienie dla rozszarpanych, umęczonych, zabitych, takich, co nie chciały potem wychodzić za mąż, bo się brzydziły ludźmi płci męskiej, ludźmi w ogóle, i takich, co za mąż wychodziły, lecz swoje obrzydzenie przekazywały jako dziedzictwo. Jako rodzaj warmińskiego czepca, tyle że bez złotych nici, zrobionego z samego brudu i śmierdzącego ruską kufajką. "
Joanna Wilengowska "Król Warmii i Saturna " Wydawnictwo Czarne , Wołowiec 2024r.